niedziela, 31 stycznia 2016

Europejskie Centrum Solidarności w Gdańsku

     Znacie ten kawałek Kabaretu Moralnego Niepokoju o "wyrywaniu lachonów"? Ten, gdzie, tzw. "super gość" - niejaki Maks udziela porad bardzo życiowych trochę nieogarniętemu, jakby nie z naszych czasów Bożydarowi. Rady oczywiście w sprawie randkowania i zawierania znajomości damsko - męskich w ogóle. Mój ulubiony fragment tego kabaretu, brzmi mniej więcej tak:

"-A Ty byłeś w ogóle kiedykolwiek na randce?
- Tak! Zabrałem dziewoję do Muzeum Ziemi Podlaskiej.
- To był Twój pomysł?
- Tak!
- Mogłem się domyślić... I jak było?
- Kiedy pokazałem dziewoi całe Muzeum, poszliśmy na kawę. Ona w pewnym momencie wyszła do toalety i nigdy więcej jej nie widziałem...
- Jak to? Tam też było bagno biebrzańskie?
- Nie. Było takie małe okienko. Na drugim piętrze. Dziewoja się przecisnęła i uciekła...
-... "

     Potem Bożydar usiłując zagadać do potencjalnej kandydatki na "dziewoję" zaczyna od swojego nieśmiertelnego "Czy byłaś kiedyś w Muzeum Ziemi Podlaskiej?" za co Maks grozi mu, że go kopnie w tę część ciała, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę i tym sposobem pomysł randki w Muzeum upada raz na zawsze...



     Czego, w swojej nienormalności absolutnie nie rozumiem. Zawsze lubiłam Muzea, korzystam z każdej możliwej okazji, żeby zwiedzić kolejne, gdy jestem w podróży lub na miejscu w Poznaniu. Na niejednej też randce w niejednym Muzeum byłam (chociaż w Ziemi Podlaskiej akurat nie ;-) ) i zawsze uważałam, że to był mile spędzony czas.

     Właśnie. Chyba między innymi dlatego tak bardzo lubię muzea. Spędzając kilka godzin w jednym budynku, możemy przenieść się w czasie, poznać historię regionu, kraju, miasta od czasów najdawniejszych aż po współczesność, a ze względu na arcydzieła światowej sztuki będące własnością tego czy innego obiektu, możemy poniekąd odbyć również podróż w przestrzeni - na chwilę znaleźć się we Włoszech, Niderlandach, Hiszpanii, czy też Francji.

     Muzea są różne. Bardziej klasyczne, lub też nowoczesne i interaktywne. Myślę sobie, że spośród szerokiej oferty instytucji kulturalnych tego typu na naszym kontynencie, każdy, w każdym zakątku znajdzie coś dla siebie.

    Dzisiaj chciałabym zabrać Was we wspomnieniową podróż do Gdańska. W listopadzie minionego roku wybrałam się tam na krótki zupełnie prywatny wyjazd, ale nie byłabym sobą, gdybym nie chciała poznać czegoś zupełnie nowego i odkryć miejsca, w którym jeszcze nie byłam. Dlatego też w listopadzie zrealizowałam swój plan zwiedzenia Europejskiego Centrum Solidarności w miejscu wyjątkowym, ponieważ w miejscu, gdzie cały ruch się narodził.



    Sama instytucja ma na celu uświadamianie zwiedzającym historii Solidarności, wydarzeń jakie miały miejsce w Polsce i Europie za jej sprawą, a także upowszechnianie jej szeroko pojętego dziedzictwa. Obiekt jest o tyle ciekawy, że łączy w sobie tradycyjne metody ekspozycyjne z nowoczesnymi rozwiązaniami technologicznymi. Tym też sposobem oprócz zwyczajowych eksponatów takich jak fotografie, dokumenty, mapy, przedmioty codziennego użytku, można zobaczyć różnego rodzaju projekcje przestrzenne i architektoniczne.





    Europejskie Centrum Solidarności to również wystawy stałe i czasowe. Część stała podzielona jest na sześć głównych sal rozmieszczonych na dwóch piętrach tego pięciokondygnacyjnego budynku. Każda sala to osobny wycinek z historii. Rozpoczynamy zwiedzanie od źródła, czyli od narodzin Solidarności, następnie przechodzimy przez symboliczne działy Siła Bezsilnych a także Nadzieja, jaką przyniosły narodziny i rozwój Solidarności. Kolejna sala traktuje o mrocznym okresie wojny ze społeczeństwem, drogi do demokracji, aż wreszcie do zwycięstwa szeroko pojętej Wolności. Dodatkowo można zobaczyć tarasy widokowe, a z nim panoramę Gdańska, dawnej Stoczni, czyli serca wielkich przemian.








     Wizyta w Europejskim Centrum Solidarności to spacer w przeszłość. Ale wcale przecież niedaleką. To miejsce przypomina o czasach, które wielu z nas osobiście lub za sprawą opowieści przyjaciół i członków rodziny jeszcze pamięta. To próba rozliczenia się z wieloma kontrowersjami naszej najnowszej historii. Jest to jedyna w swoim rodzaju podróż sentymentalna i refleksyjna. Czasem napawa smutkiem, czasem radością, że to już za nami, czasem dumą, że to właśnie w naszym kraju narodził się ten Wiatr Zmian. Innym razem lekkie przerażenie, jakie to absurdy rzeczywistości nas otaczały. Wszystko to podane zwiedzającemu w sposób interesujący, pozostawiający wrażenie, każdy w zależności od swoich zainteresowań znajdzie tam coś dla siebie.






     Centrum jeszcze nie zawsze znajduje się na typowym szlaku wycieczki odwiedzającej Trójmiasto. A szkoda.


2 komentarze:

  1. A wiesz, że my mimo miejsca zamieszkania do te pory nie odwiedziliśmy Muzeum:) Mnie mój mąż na randkę tam zabrać nie chce....

    OdpowiedzUsuń