wtorek, 19 grudnia 2017

Zimna Islandia na gorąco :)

     Za oknem pada śnieg, w mieszkaniu świeci się choinka, od kaloryferów rozchodzi się przyjemnie ciepło, z głośników przedświąteczne piosenki, a w kuchni zapach upieczonego na przyjście gości ciasta czekoladowo - pomarańczowego. Grudzień już prawie za nami. Praca na ten miesiąc - ba na ten rok - zakończona, można wreszcie spokojnie zebrać myśli i powspominać Islandię. 





     Nie planowałam tego wyjazdu. Okay, obserwowałam loty do Reykjaviku, ale myślałam raczej o wycieczce w lutym i tak bez jakiegoś konkretnego zarysu. Miałam mieć w ogóle spokojniejszy grudzień. Mniej wyjazdów, więcej czasu na miejscu, nauka nowego języka, spotkania ze znajomymi. Ale wiadomo, z planami różnie w życiu bywa. Pracy nagle przybyło, jedno pozornie przypadkowe spotkanie zaowocowało zabukowaniem biletów na Islandię już w połowie grudnia. I naukę języka z regularnych korepetycji zmieniłam na ogarnianie podstaw za pomocą aplikacji, a spotkania ze znajomymi musiałam skomasować do kilku raptem dni. Ale szczęśliwie, wszystko się udało. Wizyta w magicznym kraju, mnogość jarmarków Bożonarodzeniowych w różnych miejscach kraju i Europy i wszystko inne.

    O Islandii mówi się, że jest krainą ognia i lodu. Miałam jakieś tam mgliste wyobrażenie o tym kraju. Co niektórzy dalsi znajomi wiedziałam, że tam wyemigrowali. Brat był tam turystycznie i wrócił zachwycony. Komukolwiek nie mówiłam, że lecę do Reykjaviku, to okazywało się, że jest to właśnie jego wielkie marzenie. Ale nie miałam czasu jakoś super przygotować się w sumie do tego wyjazdu. I może na lepsze mi to wyszło. Jak to w życiu - nie miałam wyobrażeń, ani oczekiwań, więc zachwycałam się wszystkim jak dzieciak i wróciłam totalnie zauroczona tym krajem na dalekiej Północy.






     Wszystko było w ciągu tych kilku dni wyjątkowe. Sam wybór Islandii jako destynacji podróży przeze mnie i moją towarzyszkę  - Olę - budził duże kontrowersje wśród znajomych. Obie jesteśmy pilotkami wycieczek znanymi powszechnie z zamiłowania do ciepłych włoskich klimatów. Przecież trzeba jednak poszerzać horyzonty i odkrywać nowe lądy :) 

     Naszym głównym celem było zobaczenie na żywo i sfotografowanie zorzy polarnej. To nam się niestety nie udało. Choć śledziłyśmy pilnie prognoz pogody i prawdopodobnej widoczności zorzy, pogoda diametralnie się zmieniła gdy byłyśmy już na miejscu i mimo podejmowanych przez nas prób, chmury zniweczyły nasz plan - zorzy akurat w tamtym tygodniu naszego pobytu nie było. Staram się jednak nie załamywać - dzięki temu jest inspiracja, by jeszcze na Islandię wrócić :)





     Zamierzenia wycieczkowo - turystyczne udały nam się za to aż z nawiązką, ponieważ nie dość, że wzdłuż i wszerz przemierzyłyśmy samą stolicę krainy lodu, to jeszcze objechałyśmy nieco okolice bliższe i dalsze Reykjaviku. Co zatem warto odwiedzić w trakcie krótkiego pobytu na Islandii?

1) Golden Ring, czyli tak zwany islandzki Złoty Krąg. 

     Często nazywa się go esencją Islandii w pigułce. Zawiera w sobie tak zwane "trzy naj" Islandii, a mianowicie - najpiękniejszy wodospad Gullfoss, największy gejzer Stokkur, a także największy las Thingvellir.






2) Ring Road.

     To już trasa nieco dalej na południe od Reyjkaviku. Trasa wiedzie w stronę miasteczka Vik. Po drodze można zobaczyć zjawiskowe wodospady - Seljalandsfoss oraz Skógafoss, a także wulkan, którego wybuch w 2010 sparaliżował ruch lotniczy w całej Europie - Eyjafjallajökull. Mija się również krainę lodowców - Langjökull. W okolicach samego Vik zachwyca czarna plaża z zadziwiająco miękkim piaskiem i lodowatą wodą w Oceanie. Przy plaży kolejną atrakcją są bazaltowe kolumny, po których aż chce się wspinać. 








3) Reykjavik. 

     Stolica. Nietypowy kraj to i nietypowa stolica. Swoim charakterem przypomina raczej niewielkie miasta. Ciekawa zabudowa, urocze domki, klimatyczne restauracyjki, jedna główna ulica, w pobliżu okazałe góry, przepiękne jezioro, rozmaite muzea. Nad wszystkim góruje Hallgrímskirkja, czyli ponad 70 - metrowy kościół. Może Reykjavik nie jest stolicą jak inne europejskie metropolie, ale ma swój niepowtarzalny nordycki klimat, a z racji swoistego spokoju jego mieszkańców po prostu chce się tam być.






4) Baseny termalne.

    W samej stolicy jest ich całe mnóstwo. Najbardziej popularnym jest połozone w Kevlaviku Blue Lagoon. Jednak, aby tam się dostać trzeba zabukować sobie miejsce nieco wcześniej i nie liczyć na spontaniczny wypad na kąpiel właśnie tam. To kolejna rzecz, dla której muszę do Islandii powrócić. Natomiast nie odmówiłam sobie skorzystania z uroków innych wód termalnych, położonych blisko miejsca, gdzie nocowałam.

    Właśnie - o tym też nie sposób nie napisać. Nocleg znalazłam przypadkiem - pierwsze airbnb, które wpadło mi w oko, na zdjęciach wyglądało sympatycznie, dobra cena, lokalizacja ok. Jakie miłe było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że jego gospodarzami są nasi rodacy. W dodatku Ola i Piotrek są przemiłą parą, jeszcze bardziej zakręconą na punkcie podróży niż ja, piszą bloga i robią super zdjęcia :) Także gościna u nich to nie tylko fajny nocleg, ale przy okazji garść podróżniczych inspiracji. Od momentu kiedy się poznaliśmy, nie mogliśmy się nagadać. Trzymam kciuki za realizację ich marzeń i mam nadzieję, że już wkrótce będziemy mieli okazję znowu się spotkać :) 

A Wam wszystkim - wybierającym się do Islandii, marzącym o Islandii serdecznie polecam nocleg w airbnb Lava 4 City Centre Reykjavik. 

https://www.airbnb.pl/rooms/21768726



A także bloga Oli i Piotrka.

http://zarchiwumpodroznika.fc.pl/


      Podsumowując - nawet krótka podróż po Islandii zostawia w sercu niezapomniane wrażenia. I chęć powrotu. I zimą, kiedy słońce wstaje o 11 i latem, gdy dzień nigdy się nie kończy. Na więcej szczegółów z dalekiej Północy jeszcze na pewno przyjdzie czas!



poniedziałek, 11 grudnia 2017

Trzecie urodziny.

     Wkrótce trzecie urodziny bloga. Dużo, niedużo. Można było w tym czasie zrobić więcej, można było zrobić mniej. Ale blog cały czas istnieje, zmienia się, tak jak i ja. Już prawie dwa lata temu "dostał" swoją stronę na facebooku, która ma coraz więcej polubień (za co dziękuję Wam serdecznie!). Co najważniejsze - podróży w moim życiu jest coraz więcej i są coraz ciekawsze :)



     W przededniu dokładnej rocznicy urodzin bloga, w samolocie, po wielu godzinach oczekiwania, wielu pomysłach, naszła mnie refleksja, aby zrobić tu pewne podsumowania, a może i coś na wzór rachunku sumienia. Wiem, że długaśne przerwy w pisaniu zdarzają mi się w sumie bardziej niż samo nawet pisanie. Wstyd mi nieco i przed sobą i przed Wami, ale tak nieraz ciężko zebrać myśli, gdy wiele się dzieje. Gdy swoje życie zadedykujesz podróży, uczynisz z tego ponadto swoje źródło utrzymania, to musisz liczyć się z tym, że czasami nawet nie masz siły włączyć komputera, nie mówiąc już nawet o stworzeniu czegoś konstruktywnego. W ostatnich miesiącach zauważyłam w podróżniczej blogosferze pewną tendencję do odczarowywania życia w wiecznej podróży. I zgadzam się z nią w pełni. Choć kocham oczywiście swoją pracę i ciągłe wędrowanie. Również to w czasie prywatnym. I nosi mnie zawsze, gdy czuję się dobrze, a za długo jestem w domu. To pozostaje niezmienne :) I w sumie mam nadzieję, że nadal tak będzie.



     Bloga zakładałam, ponieważ zawsze miałam w sobie chęć jakiejś tam eksterioryzacji. Widzę tyle wspaniałych miejsc, poznaję genialnych ludzi, mam rozmaite przemyślenia. Fajnie, jeśli mogą być one dla kogoś jakąś tam inspiracją. Miło mi, kiedy turystka na wycieczce powie, że czytała moje teksty, rosnę, kiedy jeden z moich Zleceniodawców mówi, że program wycieczki powstał, dzięki lekturze mojego bloga, lub inny melduje mi przy spotkaniu, że zna już najnowszą notkę. Z bardziej osobistych doświadczeń związanych z pisaniem najważniejszym nadal jest dla mnie to, że wiernymi czytelnikami moich tekstów zawsze pozostają moi Rodziciele czy ulubiona Ciocia. A z drugiej strony, czasami mój wewnętrzny krytyk podpowiada mi, że tylu jest genialnych blogerów podróżniczych, którzy robią sto razy ciekawsze rzeczy niż ja, że w ogóle "z czym do ludzi".



     No ale jednak piszę. Przez minone trzy lata odwiedziłam 29