poniedziałek, 17 sierpnia 2015

Paryż. Pere Lachaise

      Pierwotna, pewnie bardziej uduchowiona wersja tej notki, powstawała na lotnisku Paryż Beauvais, następnie w samolocie lecącym stamtąd do Warszawy... Niestety, odeszła w niepamięć wraz z pozostałymi danymi z mojego tabletu, który został skradziony w ... Paryżu, jakiś tydzień później. No cóż, mijający pomału sezon turystyczny, oprócz tego, że bardzo pracowity i niezwykle udany, jest też dla mnie bogaty w różne, również gorzkie wydarzenia.
      Ale chciałabym wrócić, po kolejnej zresztą wizycie tam, do notki na temat cmentarza Pere Lachaise. No cóż, każdy ma jakiegoś bzika, każdy jakieś hobby ma... A mnie zawsze atawistyczną przyjemność sprawiało penetrowanie starych cmentarzy. Już jako nastolatka wzięłam na siebie dbanie o groby rodziny Babci na zabytkowej gorzowskiej nekropolii, jako dziecko w wolnym czasie łaziłam godzinami po wiejskim starym cmentarzyku zlokalizowanym nieopodal domu Dziadków, odwiedzając przyjaciółkę w Warszawie, zamiast celebrować lekcję salsy z rodowitymi Kubańczykami, martwiłam się tylko, czy wstanę na następny dzień, żeby móc pojechać na Powązki. W liceum napisałam artykuł do lokalnej gazety na temat niszczejącego gorzowskiego cmentarza. We Lwowie swoje pierwsze kroki skierowałam ku Cmentarzowi Łyczakowskiemu, a w Wilnie wykłóciłam się z przewodniczką, żeby zabrała naszą grupę na Rossę, chociaż ona wcale tego nie planowała... Tak też nie dziwne, że jednym z moich ulubionych miejsc w Paryżu stało się melancholijne Pere Lachaise.



      Największy cmentarz współczesnego Paryża został założony w pierwszej dekadzie XIX wieku na terenach zielonych, które zostały nadane zakonowi jezuitów przez samego Ludwika XIV. Nekropolia nosi zresztą imię osobistego spowiednika monarchy, ojca (Pere) Lachaise. Decyzję o utworzeniu cmentarza podjęto w odpowiedzi na intensywny rozwój zarówno liczebny jak i powierzchniowy miasta, kiedy okazało się, że przyparafialne małe cmentarzyki centrum Paryża nie dają rady już spełniać swoich funkcji ze względu na wszechobecne przeludnienie... Niestety, Paryżanie nie mieli początkowo zaufania do nowej lokalizacji i nie chcieli chować tam swoich zmarłych. Dekadę po uroczystym otworzeniu cmentarza znajdowało się tam zaledwie... kilkanaście grobów.
     Władze zatem musiały uciec się do swoistego PRu. Na teren Pere Lachaise sprowadzono nagrobki popularnych, ważnych dla historii i kultury kraju Francuzów, by uczynić teren nekropolii bardziej "przyjaznym" dla potencjalnych zainteresowanych.
      Tak też na nekropolii swoje miejsce ostatniego spoczynku znaleźli zasłużeni dla literatury nie tylko francuskojęzycznej, ale właściwie dla całej literatury europejskiej Molier i Fontaine. Ich ponadczasowe, uniwersalne utwory po dziś dzień znajdują się w kanonie lektur. Jak zatem nie chcieć chować swoich bliskich w tak zacnym towarzystwie.






       Kolejną parą, która przydała fame'u cmentarzowi Pere Lachaise przydali legendarni średniowieczni kochankowie - Abelard i Heloiza, których historia zawsze napawa mnie swoistą melancholią. Piotr Abelard był jednym z najwybitniejszych XII - wiecznych wykładowców szkoły działającej przy katedrze Notre Dame. Miał 39 lat, gdy na jego zajęcia trafiła 16 - letnia wówczas Heloiza, ukochana siostrzenica kanonika katedry. Ich płomienny romans, który na zawsze zapisał się na kartach historii potrwał zaledwie osiem miesięcy. Kiedy prawda wyszła na jaw, kochankowie zostali nie tylko rozdzieleni, ale również surowo ukarani. Kanonik Notre Dame po pierwsze nie mógł wybaczyć swojemu wykładowcy, że odważył zbliżyć się do młodziutkiej uczennicy, a po drugie, że skalał natchniony zawód nauczyciela. W średniowieczu obowiązywała bowiem zasada, że człowiek, który poświęca swoje życie sprawom naukowym, powinien był zachować celibat. Heloiza znalazła się w klasztorze, natomiast Abelarda... wykastrowano i wyrzucono z Notre Dame. Fakt faktem, zaczął działać po tym w dzisiejszej Dzielnicy Łacińskiej, dając przy tym podstawy dla późniejszego uniwersytetu Sorbona, ale swojej ukochanej nigdy miał już później nie zobaczyć. Listy, które pisali potem do siebie Abelard z Heloizą, stały się jednym z koronnych przykładów najpiękniejszej sztuki epistolarnej, zwłaszcza listów miłosnych. Historia nieszczęśliwych kochanków doczekała się również ekranizacji w 1988 roku. A jakie były ich dalsze losy? Co prawda Heloiza wyraziła wolę znalezienia się po śmierci w jednej mogile z Abelardem, jednakże doczekała się realizacji tejże woli dopiero ładnych kilka lat później. Dzisiaj wraz z ukochanym spoczywają na Pere Lachaise w jednym z najbardziej charakterystycznych grobowców, wykończonych okazałym ażurowym baldachimem. Nie sposób ich ominąć podczas wizyty na cmentarzu.





 A skąd moja melancholia dotycząca tej pary? Otóż zastanawiam się, dlaczego ta wielka legendarna miłość, która przechodzi do historii, zawsze musi być tą nieszczęśliwą...

      Kolejna smutna historia, już bardziej współczesna, która znalazła swój finał właśnie na tej francuskiej nekropolii, to losy Jima Morrisona. Genialny wokalista zespołu The Doors przybył do stolicy artystów w początku lat siedemdziesiątych dwudziestego wieku, by szukać natchnienia i leczyć pogłębiającą się depresję. Niestety, nie do końca mu to wyszło. "Terapia" polegająca na zastosowaniu coraz większej ilości alkoholu i narkotyków zakończyła się tym, że trzy miesiące po przeprowadzce do Paryża żona Morrisona znalazła go martwego w ich mieszkaniu. Aby uniknąć histerii fanów, pogrzeb odbył się szybko i w dużej tajemnicy. Jednak wieść o śmierci idola tłumów szybko przedostała się do informacji publicznej i tak też fani wokalisty zaczęli urządzać całkiem konkretne libacje na grobie zmarłego. Dlatego też nagrobek Morrisona był jednym z pierwszych, które odgrodzono od publiczności metalowym płotem. W odpowiedzi na takie działanie, na drzewie przy płocie ludzie zostawiają teraz przeżute gumy i niedopałki swoich papierosów. A na samej barierce swoje  bransoletki i inną biżuterię.





     Polonicum (jednym z wielu, ale chyba najbardziej znamienitym) na Pere Lachaise jest mogiła Fryderyka Chopina. Jest to jedna z dwóch postaci, obok mojej idolki, Marie Skłodowskiej - Curie, o przynależność narodową których rywalizujemy z Francuzami. Urodzeni w Polsce, musieli wyemigrować z racji trudnych warunków życiowych panujących ówcześnie w naszym kraju oraz z powodu braku możliwości rozwoju swoich talentów. Francja chętnie przyjmowała pod swoje skrzydła emigrantów z kraju nad Wisłą. Tym też sposobem największe dokonania w ich karierze przypadły na okres życia właśnie w tym kraju. Tam też oboje dokonali żywota. Chopin spoczął na Pere Lachaise, a Skłodowska w Panteonie sławy. Nagrobek dla wielkiego kompozytora zaprojektował zięć jego wieloletniej kochanki, skandalizującej francuskiej pisarki, George Sand. Myślę, że miłym akcentem w przypadku Chopina na Pere Lachaise jest to, że przy jego nagrobku zawsze znajdują się polskie motywy. Biało - czerwone kwiaty, znicze, wstążki. Pamiętamy o naszym rodaku na jednej z największych polskich nekropolii poza granicami kraju...



     Jeśli zaczynamy zwiedzanie cmentarza od jego głównej bramy, przywita nas okazały symboliczny Pomnik Umarłych. W mogile spoczywają spleceni w ostatnim miłosnym uścisku nadzy kochankowie. Nad nimi niczym pocieszyciel pochyla się Anioł Śmierci. Piętro wyżej widzimy owych kochanków przekraczających wrota śmierci, wchodzą do ziejącej ciemnością wielkiej dziury. Anioł towarzyszący parze rozpraszać ma mroki tej chwili. Dookoła zaś tłumy ludzi zmierzają ku temu samemu, nieuchronnemu końcowi. Przypomina mi to średniowieczne Danse Macabre ukazujące, że wobec spraw ostatecznych wszyscy jesteśmy sobie równi...



     Skoro już mowa o symbolicznych pomnikach, nie brak ich na Pere Lachaise. Moim zdaniem najbardziej wymowna jest aleja poświęcona deportowanym do obozów zagłady w trakcie II wojny światowej. Czasy okupacji w stolicy Francji wyglądały nieco inaczej niż w naszym kraju. A jednak przyniosły ze sobą wiele deportacji, prześladowań, masowych egzekucji, kolaboracji i walki o niepodległość. Wielu ludzi zostało wywiezionych do obozów zagłady w Dachau, Ravensbruck, Auschwitz i innych. Doczekali się oni swojego miejsca pamięci na paryskim cmentarzu. Niektóre pomniki przypominają zwykłe nagrobki, inne są bardziej okazałe. Na mnie największe wrażenie robi pomnik więźniów z Auschwitz, odlane z brązu figury, niczym ubrane w więzienne pasiaki. Wracają pewnie po kolejnym dniu morderczej pracy, na taczce wiozą zwłoki kolegi, który nie przetrwał...











     Nieopodal tej samej alei znajduje się miejsce, które w 1871 roku spłynęło krwią ponad setki ludzi. Ściana Komunardów. Przypomina o brutalnych czasach Komuny Paryskiej, a właściwie o momencie, kiedy władze Paryża zaczęły rozprawiać się z jej zwolennikami. Właśnie tam ich rozstrzelano. 147 osób. Które straciły życie w wyniku bratobójczych walk. Dzisiaj Ściana Komunardów jest miejscem ważnych uroczystości patriotycznych.



     Kolejną osobą, którą warto odwiedzić na Pere Lachaise jest Oskar Wilde. Pisarz, skandalista o innowacyjnych pomysłach i irlandzkich korzeniach. Jego utwory w ciekawy sposób pokazywały prawdę o naturze ludzkiej. Również o jej ciemnej stronie. Ze względu na swoje skłonności homoseksualne Wilde popadł w niełaskę jemu współczesnych i został skazany na fizyczną pracę. Zastanawiający jest fakt, że tradycją na paryskiej nekropolii było całowanie pomnika pisarza przez kobiety z ustami wymalowanymi na czerwono. Działo się tak dopóki pomnika nie osłonięto wysoką szklaną przesłoną...



     Nawet na cmentarzu można się czasem pośmiać. Nagrobkiem, który zawsze rozładowuje przygnębienie grupy z lekka już zdołowanej pobytem na cmentarzu, jest nagrobek Charles'a Noira. Bawidamka zmarłego w wieku zaledwie dwudziestu kilku lat. Projektant jego grobu zażartował sobie tworząc figurę mężczyzny obdarzonego wyjątkowo sporym ... przyrodzeniem. Jak głosi legenda, owo przyrodzenie Panie muszą dotknąć, aby mieć szczęście w miłości. Panowie zaś, aby zachować wigor do końca swoich dni.



     Takie właśnie jest Pere Lachaise. Różnorodny. Bogaty. Zabytkowy. Współczesny zarazem. W wielu miejscach zaopiekowany niczym najpiękniejsze dzieło sztuki. A w innych zaniedbany i napawający smutkiem. O niektórych nagrobkach nikt już nie pamięta. A inne same w sobie stanowią atrakcję turystyczną. Warto go zobaczyć. W powyższej notce wspomniałam jedynie o kilku, moim subiektywnym okiem, najważniejszych miejscach cmentarza. Znajduje się tam jeszcze wiele innych grobów znanych postaci. O niektórych zapomniałam, do innych nie dotarłam jeszcze podczas mojego penetrowania tego miejsca, o innych nie wspomniałam celowo, wskazując jedynie te miejsca, które zrobiły na mnie największe wrażenie. Ja wiem, że na pewno jeszcze tam wrócę.




4 komentarze:

  1. Przepiękne miejsce.. pełne nostalgii i napawajace człowieka wrażliwością.. niesamowitosc tego miejsca tworzą nagrobki wypełnione jakby dusza zmarłych.. dziękuję za ten artykuł..

    OdpowiedzUsuń
  2. Napisała Pani, że przy Ścianie Komunardów rozstrzelano zwolenników Komuny Paryskiej...otóż nie do końca jest to prawda, ponieważ na cmentarzu jest tylko pamiątkowa tablica a miejsce rozstrzelania jest zupełnie gdzie indziej. Właściwe upamiętnione jest dużą płaskorzeźbą Ghost of the Paris Commune po zewnętrznej stronie muru cmentarnego na sq. Samuel Champlain od strony Av. Gambetta. Poza tym z przyjemnością poczytałam Pani opowieść...Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. 34 yr old Accounting Assistant IV Allene Govan, hailing from Keswick enjoys watching movies like Americano and Juggling. Took a trip to Cidade Velha and drives a Ferrari 250 SWB Berlinetta. polaczone z

    OdpowiedzUsuń