wtorek, 3 listopada 2015

Cmentarz Łyczakowski we Lwowie

     Pierwszy cmentarz, na który Was zabiorę podczas naszej listopadowej podróży to cmentarz Łyczakowski we Lwowie. Z opisywanych w tym moim pierwszym blogowym cyklu jest też pierwszym, który odwiedziłam. Już prawie pięć lat temu, w czasach, kiedy Ukraina była jeszcze zupełnie innym krajem, nienaznaczonym wydarzeniami rozgrywających się tam konfliktów wojennych.

     Jako osoba wiecznie głodna podróży, wiedzy i świata, ale prowadząca jeszcze wówczas zdecydowanie bardziej osiadły tryb życia niż teraz (z racji wymagających studiów na filologii angielskiej, z racji początków pracy w szkole językowej...), kiedy tylko nadarzyła się okazja wyjazdu do Lwowa, od razu z niej skorzystałam. Pamiętam radość przygotowań. Pamiętam sympatyczny niepokój, czy na pewno uda się o czasie wyrobić paszport (jako rozpaskudzone dzieci Unii Europejskiej zapomnieliśmy ze znajomymi, że na Ukrainie dowód osobisty nie wystarczy). Pamiętam wreszcie długą podróż, postój na granicy, spanie w starej odrapanej szkole i bieganie po Lwowie w 30 stopniowym upale w mundurze harcerskim (gdyż był to wyjazd na zlot skautowy). I moment, który najbardziej mnie poruszył, czyli wizytę na Cmentarzu Łyczakowskim, a zwłaszcza na Cmentarzu Orląt Lwowskich.





     Jakkolwiek w całym Lwowie czułam polską atmosferę, czułam się tam po prostu dobrze, tak na lwowskiej nekropolii to poczucie swojskości ustąpiła miejsca pewnemu wzruszeniu. Już wtedy narodziło się w moim sercu przekonanie, że każdy Polak, na miarę możliwości, powinien zobaczyć wszystkie nasze polskie cmentarze poza granicami kraju, aby zrozumieć bardziej historię naszego kraju, nasze dziedzictwo i poczuć, z czego wyrastamy. Dzisiaj, pracując w turystyce, niejednokrotnie odwiedzam te największe i najważniejsze nasze nekropolie i za każdym razem, wraz z moimi grupami, na nowo mogę przeżywać to wzruszenie patrząc na te miejsca oczami moich turystów.
     Jeśli zaś chodzi o Cmentarz Łyczakowski, być może bardziej niż zwykle czułam wyjątkowość tego miejsca, ze względu na fakt spacerowania po nim w mundurze harcerskim. Byłam wówczas świeżo upieczoną podharcmistrzynią i bardzo cieszyłam się, że ten mój szary znoszony mundur mogę zawieźć aż do samego Lwowa. Mój związek z ZHP jest obecnie dosyć skomplikowany (turystyka jest bardzo wymagającą miłością i nie bardzo lubi konkurencję), ale zawsze będzie zajmował pewne miejsce w moim sercu, zawsze na swój sposób o nim pamiętam, nawet jeśli nie działam już zbyt aktywnie w harcerstwie. Ale wtedy, pięć lat temu, był to jeden z ważniejszych aspektów mojego życia, więc uskrzydlał mnie fakt, że już jako druhna podharcmistrz, jestem na jednej z najważniejszych nekropolii w dziejach kultury polskiej.




       Cmentarz Łyczakowski we Lwowie jest już cmentarzem dosyć wiekowym. Założony został w roku 1786, a jego powołanie do życia stanowiło odpowiedź na zalecenia cesarza Józefa II, który z obawy przed wybuchem epidemii nakazywał przenoszenie miejsc pochówku zmarłych z terenów przyparafialnych poza granice miast. Cmentarz ten pierwotnie miał być nekropolią jedynie dla mieszkańców lwowskiego śródmieścia, szybko jednak stał się najistotniejszym i najbardziej reprezentacyjnym cmentarzem Lwowa. Rozrastał się on stopniowo dzięki zakupom kolejnych działek od prywatnych właścicieli, aby w 1856 roku uzyskać wreszcie obecną powierzchnię 42 hektarów.
      Wygląd cmentarza zmienił się w 1855, kiedy pod opiekę otrzymał go botanik, pracownik uniwersytetu we Lwowie, Karol Bauer. Razem z ówczesnym zarządcą Tytusem Tchórzewskim, nadali nekropolii charakter podobny do parku krajobrazowego. Dlatego też dzisiaj możemy spacerować po terenie podzielonym na konkretne strefy krajobrazowe, które łączą rozmaite alejki i ścieżki. Tym co pomogło przy nadawaniu cmentarzowi parkowego charakteru, było jego naturalne położenie na jednym z miejskich wzgórz oraz rosnący już na tym miejscu starodrzew.





      Kiedy mieszkańcy Lwowa stopniowo bogacili się, co miało miejsce zwłaszcza na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to miasto przeżywało swój największy rozkwit, pomniki rosnące na Łyczakowie nabierały coraz bardziej eleganckiego charakteru, wyróżniały się nie tylko coraz wyższym poziomem artystycznym, ale również powiązaniami z panującymi wówczas stylami architektonicznymi - historyzmem, secesją, a także art deco. Niestety, to co obecnie możemy zobaczyć na cmentarzu, to efekty różnych wydarzeń XX wieku. Nie tylko II wojny światowej, ale również dalszej eksploatacji nekropolii. Wiele nagrobków po ekspatriacji dawnych lwowian zostało bez opieki, nie miał kto o nie dbać. Dlatego też nowe nagrobki szybko i systematycznie zastępowały te stare. Zabytkowe pomniki były niszczone na rzecz tych produkowanych całymi seriami w poprzednim systemie przez miejski kombinat usług pogrzebowych, tych pozbawionych smaku i charakteru...





     Dopiero rok 1975 przyniósł decyzję o objęciu nekropolii ochroną - jako miejsca zabytkowego, a co za tym idzie - o zaprzestaniu nowych pochówków. Jednakże decyzja ta pokazała, że są równi i równiejsi, nawet wobec kwestii tak kluczowej, jak ochrona dziedzictwa kulturowego i pewni "zasłużeni" ciągle dostawali nowe nagrobki na rzecz starych. Mało tego, w 1990 roku wytyczono tuż przy głównym wejściu pole Honorowych Pochówków Ukraińskich. Można zatem stwierdzić, że cmentarz na Łyczakowie doczekał się godnej opieki dopiero po zmianie ustroju, w połowie lat 90 XX wieku.

      Wybitnych Polaków, wielce zasłużonych dla historii i kultury naszego kraju, pochowanych na Cmentarzu Łyczakowskim, jest tak wielu, że nie sposób wymienić ich wszystkich w jednym skromnym tekście. Trudno nawet odwiedzić grób każdego z nich podczas jednej tylko wizyty na cmentarzu. Bogaci mieszczanie, wojskowi, naukowcy, działacze, kapłani, literaci, zespół cmentarzy wojskowych, a w nim Cmentarz Orląt - czyli najmłodszych uczestników pamiętnych walk z okresu międzywojnia. Nazwiska takie jak Zapolska, Markowski, Chmielowski, Gostyńska, czy Grottger, są tutaj czymś jakby oczywistym.








      Wrażenia, jakie pozostawia w Polaku wizyta na Łyczakowie można próbować opisać. Ale można też pojechać do Lwowa i samemu to poczuć. I do tego też serdecznie zachęcam :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz