środa, 7 stycznia 2015

Inspirująco w Tatrach

    "Jeśli chcesz zbudować statek, nie gromadź ludzi, by zbierali drewno i rozdzielali obowiązki, ale wzbudź w nich tęsknotę za rozległym i niekończącym się morzem."

   W ostatnich miesiącach tyle czasu spędzam na dworcach, że moja kochana Rodzicielka zastanawia się, czy wciąż pamiętam, że jestem licencjonowanym pilotem wycieczek a nie kloszardem :) Ale mam nadzieję, że nie jest ze mną aż tak źle. I poniekąd magiczne są dla mnie te chwile oczekiwania w tłumie podróżnych. Spotkania, powitania, rozstania. To zawsze wzruszające.
     Upodobałam sobie zwłaszcza dworzec PKP we Wrocławiu. Kameralne kawiarenki, w tle muzyka klasyczna, przemiły barista, dostęp do prądu i Internetu. Co za tym idzie, czekając na autobus, który zawiezie mnie do domu (dziękuję losowi za Polskiego Busa!) mogę być w kontakcie ze znajomymi. Czasem z przypadkowych rozmów przychodzi wiele inspiracji. Życiowych, zawodowych i wszelakich innych. Tu jakaś propozycja współpracy, tu wspólnej podróży. Nawet nie zauważam upływu kolejnych godzin.
     Wracam z górskiej Polany Głodówka. Kurs coachingowy Lider +. Dużo wiedzy, trochę praktyki, mnóstwo refleksji o ZHP i o byciu liderem, pyszne jedzenie, prawdziwa zima, Tatry za oknem, kulig i co najważniejsze - niesamowici ludzie. Warto było tam być. Bo w kursie nie chodzi przecież o kolejny certyfikat, ale o doświadczenie i o to, czego można się dzięki niemu nauczyć. Tak życiowo. Tym razem dane mi było zrozumieć, że wysoka funkcja w ZHP nie odbiera ludziom możliwości realizacji na innych polach ani dystansu do siebie. Zobaczyłam, że wieloletni instruktorzy, będący prawnikami, architektami, biznesmenami, pracują jednocześnie dla Głównej Kwatery. Ponadto są arcyciekawymi osobami o wyjątkowym poczuciu humoru. Nawet w przerwach między zajęciami siedzieliśmy razem żartując i rozmawiając na poważniejsze tematy. Ale generalnie, już dawno się tak nie uśmiałam. I po raz kolejny w życiu poczułam się szczęśliwa, że jestem harcerką. Mega.
     Ostatni wieczór kursu to kolejne magiczne chwile, tym razem spędzone na koncercie. Idol z dawnych lat, którego piosenki niejednokrotnie śpiewało się na ognisku. A tym razem był na wyciągnięcie ręki.
      I tym razem nie było mi przykro, że muszę już wracać do domu. Bo wiem już, że koniec jednej przygody to tak naprawdę początek kolejnej :)

A w Tatrach takaaa zima :)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz