Nie jestem wielką fanką street artu, poezji też nie. Ale te poetyckie murale pojawiające się od pewnego czasu w Poznaniu, nie powiem, chwytają za serce - a przynajmniej przyciągają wzrok i pozostają w pamięci.
Mam wrażenie, że wieki upłynęły od czasu, gdy ostatni raz pisałam. Przypominał mi o tym Facebook, odliczając ile to już dni moi Czytelnicy nie mieli ze mną kontaktu, potem zaczęliście przypominać i Wy. Choć nie mogłam zebrać myśli przez ostatnie tygodnie i wydawało mi się, że cokolwiek bym napisała, byłoby zupełnie nieadekwatne do sytuacji, w której się znajdowałam, to jednak cieszy mnie to, że ktoś czeka na moje pisanie :)
Jak zapewne zauważyliście, niespecjalnie lubię pisać o moich najbardziej prywatnych sprawach. Zawsze tak było i pewnie zawsze tak będzie. Są pewne aspekty życia zarezerwowane tylko dla mnie, dla mojej Rodziny i Przyjaciół. Ale są też takie sytuacje i momenty, kiedy jednak jakieś słowa same cisną się na usta i musi się człowiek trochę uzewnętrznić. Usprawiedliwić, czemu go nie było, przynajmniej w jakimś stopniu.
To były długie trzy tygodnie mojego życia, wydarzenia dziejące się tysiące kilometrów ode mnie zaangażowały sporo mojego czasu i energii, odebrały trochę radości, czasem dodały smutku lub złości, zostawiły z pewną refleksją odnośnie priorytetów, wartości, pozornie błahych decyzji, które mogą na zawsze zmienić życie Twoje i Twoich bliskich. Co najlepsze, całe to tornado, które przeszło, teoretycznie nie dotyczyło nawet bezpośrednio mnie, a jednak był moment, gdy nie byłam w stanie myśleć o niczym innym. Ale świadomość, że tyle dookoła dobrych osób, które chcą pomóc, cały ten czas dodawała otuchy.
Jako, że w pełni spokojna poczułam się właściwie dopiero wczoraj wieczorem, siedząc w czeskiej knajpce (ale w Poznaniu, tuż przy Starym Rynku - ostatnio jedno z moich ulubionych miejsc na spędzenie piątkowego wieczoru), postanowiłam kolejny swój tekst, po tak długiej przerwie poświęcić właśnie Czechom, a właściwie ich stolicy, czyli uroczej Pradze.
Do "miasta o stu wieżach", jak to często lubią nazywać Pragę przewodniki i przewodnicy, lubię wracać i robię to, kiedy tylko nadarzy się okazja. Zarówno służbowo, kiedy to mogę spróbować pokazać Pragę kolejnym grupom moimi oczami i - jeśli dobrze pójdzie - sprawić, że przybędą Jej kolejni fani, jak i prywatnie, gdy jest czas na wypicie czeskiego piwka nad brzegiem Wełtawy, lub podziwianie Mostu Karola o wschodzie słońca (i jest to chyba jedyny moment, kiedy nie ma tam dzikich tłumów). Zawsze mam też w pamięci mój pierwszy pobyt w Pradze, ładnych kilka lat temu, gdzie sama byłam jako turystka (chyba zresztą wyjątkowo upierdliwa) i nie odstępowałam przewodniczki na krok, byle tylko usłyszeć i dowiedzieć się jak najwięcej i ewentualnie móc zadać jakieś dodatkowe pytanie. Już wtedy Praga mnie urzekła :)
Sama nieduża odległość Pragi od naszej Polskiej granicy, jest dodatkowych atutem dla wszystkich potencjalnych odwiedzających. Miasto, chociaż stolica - dla mnie stanowi esencję tego wszystkiego, co czeskie. Wspaniała architektura, zarówno o charakterze świeckim jak i sakralnym, szczęśliwie nie naruszona mocno zębem czasu ani wydarzeniami żadnej ze światowych wojen. Malownicze położenie wśród wzgórz, które już od początku historii czeskiej państwowości stanowiły punkty strategiczne, skąd mogło rozwijać się miasto. Najdłuższa czeska rzeka, której przepływ od zawsze warunkował tryb życia mieszkańców Pragi. Wszędobylski zapach knedlików. Historia, nowoczesność, postępująca industrializacja i przyroda w jednym. Multikulturowość zwyczajna dla europejskiej stolicy, a zarazem widoczne umiłowanie do własnych tradycji i obyczajów. A nad tym wszystkim unoszące się duchy wielkich ludzi stolicy - jej bohaterów, królów, władców, literatów, świętych patronów oraz zwykłe codzienne życie jej mieszkańców.
Choć tradycyjnie uważam, że aby dobrze poznać Pragę i wczuć się w jej klimat, trzeba przynajmniej tygodnie, to jednak można, przynajmniej na wstępny rekonesans udać się do niej już na jeden dzień. Tyle wystarczy, by zaprzyjaźnić się z Pragą i zobaczyć jej najważniejsze miejsca. Te znane z przewodników, książek i filmów, te zakorzenione w ogólnej świadomości i tworzące praskie bezwzględne TOP of the TOP.
Z racji takiej, że chyba większość z nas lubi sobie życie upraszczać i na przykład generalnie łatwiej jest schodzić niż wspinać się pod górę, proponowałabym rozpoczęcie zwiedzania czeskiej stolicy od wzgórza właśnie, nie byle jakiego zresztą wzgórza, gdyż wzgórza zamkowego, by potem spacerować w dół w stronę Starego Miasta.
Dlatego też zacznijmy od jednego ze wzgórz zamkowych Pragi - mianowicie od Hradczan. Ja lubię rozpoczynać mój spacer dokładnie od Klasztoru Norbertanów na Strahovie. Klasztor jest bardzo wiekowym miejscem, ponieważ został założony już w pierwszej połowie XII wieku, a od czasu przeniesienia tam w wieku XVII relikwii samego Świętego Norberta jest najważniejszym klasztorem dla wszystkich Norbertanów. Budynek, który obecnie wita przechodniów, którzy przekroczą Bramę Św. Norberta, został zaprojektowany w stylu barokowym. Obok budynku klasztornego, znajduje się okazały kościół opacki pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, a z drugiej strony usadowił się znowuż niewielki kościół, któremu patronuje Św. Roch. Sam kościół natomiast postawiony został jako dziękczynienie tych, którzy przeżyli morową zarazę z początków XVII wieku.
Jednak największą wartość założenia Norbertanów stanowi biblioteka. Jest to jeden z największych i najbogatszych księgozbiorów w całych Czechach. Warto obejrzeć również udostępnione do zwiedzania Sale - Teologiczną i Filozoficzną. Pomieszczenia pamiętające kolejno XVII i XVIII wiek, dzisiaj odrestaurowane nie tylko cieszą oko, ale również napełniają głowę różnymi ciekawymi informacjami.
Moim osobiście ulubionym miejscem na Strahovie jest jednak, zupełnie nie związane z działalnością Norbertanów, Muzeum Miniatur. Niewielkie pomieszczenie, które bardzo łatwo pominąć w trakcie spaceru w stronę Praskiego Zamku, mieści w sobie całe mnóstwo światowej klasy dzieł sztuki, wielkości takiej, że ... mieszczą się np. na ziarnku ryżu, piasku, tudzież na włosku i trzeba je oglądać przez mikroskop.
Praga jest miastem niesamowicie malowniczym. I jak każde takie miasto, położone na wzgórzach, oferuje swoim turystom mnóstwo punktów widokowych. Nieważne, czy jesteście pasjonatami fotografii artystycznej, japońskimi turystami strzelającymi fotki gdzie popadnie, czy też pewnymi widokami lubicie się po prostu nacieszyć i utrwalić jedynie we wspomnieniach, w Pradze na pewno znajdziecie miejsce, które pokochacie. Myślę, że punkt na Strahovie, skąd rozpościerają się widoki na niedaleki Hrad, na Wieżę Telewizyjną z kontrowersyjnymi bobasami Davida Cernego, czy też na małą Wieżę Eiffla na Wzgórzu Petrin, ma spore szanse stać się jednym z takich miejsc :)
Ale kontynuujmy nasz spacer. Zostawiamy punkt widokowy za plecami, przechodzimy przez mysią dziurę i wędrujemy w stronę Hradczan. Po drodze jeszcze zatrzymujemy się u stóp dzisiejszego budynku Ministerstwa Spraw Zagranicznych (niegdysiejszego barokowego Pałacu Czermińskich) i spoglądamy na praską Loretę, czyli kompleks zabudowań pełniących funkcje sakralne. Centralnym punktem tych zabudowań jest domek loretański, czyli replika domku Maryi, który według legendy za sprawą aniołów został przeniesiony do włoskiego Loreto przed najazdem Krzyżowców na jej rodzinne Nazaret. Warto dodać, że oględzin dokonujemy pod okiem dawnego prezydenta Czechosłowacji Edvarda Benesa, który obserwuje nas z pomnika na Placu Loretańskim.
Później docieramy już do Hradczan, czyli dzielnicy królewskiej. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że to właśnie stąd bije serce Czeskiej Republiki, ponieważ do właśnie na Hradczanach rezyduje jej prezydent (obecnie tę funkcję sprawuje dosyć kontrowersyjny Milos Zeman). Oprócz tego Hradczany, które do XVIII wieku nawet nie były częścią Pragi, oferują zwiedzającym wizytę w zamku królewskim (a zarazem podróż po różnych etapach rozwoju państwowości czeskiej), bazylice Św. Jerzego (kościół romański wśród barokowego przepychu), a także monumentalnej katedrze Wita, Wacława i Wojciecha (świątynia, arcydzieło sztuki gotyckiej, jest obiektem tak ważnym, iż myślę, że zasługuje na osobny tekst) i wreszcie w legendarnej Złotej Uliczce - dzielnicy królewskich alchemików, najbardziej słynnej za sprawą jednego z najwybitniejszych pisarzy literatury europejskiej - Franza Kafki, który z Pragą był związany i tam też odnalazł miejsce swojego ostatniego spoczynku na cmentarzu żydowskim (o tym, podobnie jak o katedrze - też innym razem). Dzisiaj Złota Uliczka to przede wszystkim urocze miejsce niebezpieczne dla fanów wszelkiego rękodzieła o zabarwieniu folklorystycznym, ponieważ tego tam pełno.
Gdy zostawimy za sobą Złotą Uliczkę, wychodzimy prosto na dziedziniec jakich pełno w dawnych dworskich rezydencjach. A jednak jest w nim coś wyjątkowego, co przykuwa uwagę każdego turysty ;-) Otóż przed Muzeum Zabawek stoi sobie pomnik zupełnie nagiego chłopca. Chłopiec na pomniku ma mocno wyświeconą jedną jedyną część swojego ciała (zgadnijcie, którą!) - jak głosi miejska legenda - tego miejsca trzeba dotknąć, żeby mieć w życiu szczęście/powodzenie/pieniądze/i czego tam jeszcze można sobie życzyć.
Ale czas opuścić wzgórze zamkowe i przez praską winnicę przemaszerować już pomału w stronę Mostu Karola. Kiedy spacerujemy przez winnicę, towarzyszą nam widoki Małej Strany - zwłaszcza charakterystyczna kopuła kościoła Św. Mikołaja, czy też zarys wizerunków z lawy w Ogrodach Wallensteina. Mała Strana - dzielnica artystów, pięknych świątyń i niejednej ambasady dziś pozostanie jedynie malowniczą panoramą. Warto ją przemierzyć i poznać dokładnie innym razem.
Gdy już idziemy nabrzeżem Wełtawy w stronę najstarszego mostu w Pradze, warto zajrzeć jeszcze na dziedziniec Muzeum Franza Kafki i przyjrzeć się z bliska kolejnemu dziełu Davida Cernego. Jako, że wspominam o tym artyście już drugi raz, nietrudno zapewne Wam się domyślić, iż należy on do moich ulubieńców. Ten współczesny czeski rzeźbiarz przypadł mi do gustu ze względu na dystans z jakim podchodzi do siebie, swoich prac, a także kultury i historii swojego kraju. Tak też jest i tutaj - jego praca zaprojektowana z okazji wstąpienia Czech do Unii Europejskiej (1 maja 2004, podobnie jak i my) przedstawia... dwóch panów sikających na ... kontur czeskiej mapy. Fakt niezbity jest taki, że nie da się przejść obok tej instalacji obojętnie.
I wreszcie dochodzimy do miejsca kultowego, czyli Mostu Karola. Dzisiaj jest to najstarsza droga łącząca oba brzegi Wełtawy, zbudowano go w XV wieku i zastąpił poprzedni znajdujący się nieopodal Most Judyty. Most zachwyca swoją architekturą, zdobieniami, wspaniałym widokiem na oba brzegi rzeki, jest jednym wielkim zbiorowiskiem ulicznych artystów, ale również miejscem, gdzie obowiązkowo znowu znaleźć się muszą wszyscy przesądni poszukiwacze szczęścia. Dzieje się tak za sprawą historii jednego z najpopularniejszych Czechów świata, czyli Świętego Jana Nepomucena, który z tego mostu właśnie za niedostosowanie się do rozkazów króla został zrzucony do rzeki, gdzie zakończył żywot. Miejsce, z którego dawnego królewskiego spowiednika strącono do Wełtawy dziś upamiętnione jest rzeźbą, która przedstawia przebieg tamtych wydarzeń. Jeśli uda Wam się przebić przez tłum ludzi oczekujących w kolejce i dotkniecie wizerunku Nepomucena, na pewno będziecie mieli w życiu szczęście... wrócić do Pragi :)
Gdy zejdziemy już z Mostu Karola, czeka nas już zaledwie chwil kilka spaceru ulicami Starego Miasta, by dotrzeć do Rynku. Okazały plac otoczony barokowymi kamienicami, świątyniami znajdujący swoje centralne miejsce przy dawnym ratuszu, zawsze tętni życiem. Tym, co zawsze najbardziej przykuwa uwagę jest astronomiczny, ruchomy zegar Orloj stanowiący swoistą wizytówkę miasta. O pełnej godzinie warto zobaczyć jak dopracowane w najmniejszych szczegółach ruszające się figurki informują nas o upływie czasu i ... wspomnieć, że zegar projektowany był w średniowieczu! Ponadto warto wspiąć się na ratuszową wieżę, by po raz kolejny zobaczyć panoramę miasta.
Co więcej na praskim rynku? Warto przyjrzeć się również precyzji z jaką zostały wykonane fasady kamienic znajdujące się przy tym głównym placu miasta. Ponadto przez jedną z nich można wejść do świątyni Matki Boskiej przed Tynem lub do kolejnego kościoła Świętego Mikołaja. Z rynku mamy już też tak zwany żabi skok do luksusowej ulicy Paryskiej w butikami najsławniejszych (i co za tym idzie - najdroższych...) projektantów świata mody, a także do dzielnicy żydowskiej. Z racji szczególnej estymy, jaką darzę to miejsce, również zmuszona jestem poświęcić mu obecny tekst. Kultura żydowska od lat zapisywała się na kartach historii miasta, warto przyjrzeć się jej nieco bliżej - nie tylko patrząc przez pryzmat Holokaustu.
Na zakończenie ekspresowego dnia w Pradze proponuję Wam jeszcze krótki spacer w stronę Placu Wacława, który również ma swój klimat. Jest to właściwie prawie kilometrowa aleja, wzdłuż której znajdują się dzisiaj różne restauracje, hotele i centra handlowe, a która przez wieki swojej historii była świadkiem różnych wydarzeń i rewolucji (chociażby tych z roku 1968 czy też 1989). Zwieńczeniem alei jest gmach Muzeum Narodowego, vis a vis którego stoi pomnik konny Świętego Wacława, czyli pierwszego czeskiego męczennika.
Jak widzicie, można zaprzyjaźnić się z Pragą w jeden dzień. Który warto zakończyć dobrym czeskim piwkiem, talerzem knedlików z kapustą, a na deser jeszcze posmakować Studenckiej czekolady, która na pewno stanie się jedną z wielu pamiątek jakie zechcecie przywieźć ze sobą z czeskiej stolicy :) Smacznego!
:)
OdpowiedzUsuńBardzo ciekawy, inspirujący opis Pragi.
OdpowiedzUsuńWiersz na początek - piękny, bo skłania do refleksji nad marnością rzeczy. Dobry styl - jestem z Ciebie dumna, córeczko. Dzięki Tobie inaczej myślę o podróżach. Życie jest podróżą. Życie jest zmianą.
Dziękuję!