Zbieram myśli i zbieram i pozbierać nie mogę. Od wyjazdu do Portugalii minęło już ładnych kilka tygodni, ja po drodze zdążyłam być już w Chorwacji, Szkocji, Rumunii, Włoszech, Węgrzech... No cóż, każdy ma taką codzienność, jaką sobie wykreuje:-) A jednak obiecałam sobie, że kolejnym postem, który popełnię, będzie właśnie ten o Portugalii. Dlaczego? Może dlatego, że tak jak już zdarzyło mi się wspomnieć w zeszłorocznym podsumowaniu, z każdą kolejną moja wizyta tam, kraj ten zyskuje we mnie wielką fankę. Wobec tego miło byłoby przedstawić Wam kilka powodów, dla których warto zakochać się w kraju na krańcach Europy :)
1) Lizbona. Zwłaszcza Alfama.
Ok, jestem do bólu przewidywalna. Lizbonę poznałam kiedyś jako pierwsze miasto Portugalii i tak też sentyment pozostał. Lubię specyficzną energię tego miasta. Jego różnorodność. Wszechobecną bliskość oceanu. Smaczki czasów, kiedy Portugalia była kolonialną potęgą. Ślady Vasco da Gamy, czy Ferdynanda Magellana. Urok metropolii... A w tym wszystkim, niczym zamknięte miasto w mieście - Alfama. Pełna wąskich uliczek, stromych schodów, kamieniczek, zakątków w których jakby zatrzymał się czas. Tu ktoś proponuje Ci gingię, czyli lokalny likier owocowy, obowiązkowo w czekoladowym kubeczku, tu starsza pani uśmiecha się do Ciebie życzliwie pozdrawiając z okna swojego mieszkania. Tu znowuż ktoś nuci nostalgiczne Fado, a Ty wspinasz się na dach miasta, aby podziwiać jeden że zawodowych punktów panoramicznych. Czasami mam wrażenie, że podczas pobytu w Lizbonie, mogłabym ograniczyć swoje zwiedzanie jedynie do Alfamy, której wiecznie mi mało...
Ale zawsze jeszcze jest Bellem. I spacer w porcie. I chwila przerwy na ciepłe, pachnące cynamonem i wanilią pasteis w towarzystwie stawiajacego na nogi espresso. Portugalczycy mają jednak dobrą kawę (Pomyśleć że były całe lata, kiedy smakowała mi tylko kawa pita we Włoszech). Bellem było niegdyś swoistą bramą wjazdową do miasta. Lub też wrotami do Nowego Świata. Mam nadzieję, że i dla mnie za parę miesięcy Lizbona stanie się punktem startowym w trakcie prywatnej podróży, na którą już teraz bardzo czekam. Ale o tym innym razem :)
2) Porto.
Dalej jestem tendencyjna. Ale nic nie poradzę na to, że klimat Porto po prostu powalił mnie na kolana. Położenie na wzgórzach, rzeka Duero przecinająca miasto na harmonijne części. Liczne mosty, z których rozposcieraja się piękne widoki, urokliwe kamienice, kościoły, a nawet dworzec wyłożony w lokalnych płytkach azulejos- A na nich historia Portugalii w pigułce. Jak do tego wszystkiego dodacie możliwość degustacji wina z Porto (A właściwie Villa Nova) z widokiem na miasto - efekt niezapomniany.
3) Aveiro.
No tu już może będę mniej tendencyjna. Aveiro nie zawsze pojawia się na szczycie portugalskiej listy przebojów. Nie każdy tam zagląda. Dlatego też tym bardziej się cieszę, kiedy mogę tam zawitać. Jestem miłośniczką miast nad wodą jakąkolwiek. Rzeką, kanałami, jeziorem czy też morzem. Miasta nad kanałami maja ten dodatkowy urok, że woda jest w nich po prostu wszędzie (mieszkańcom na pewno utrudnia to czasem życie, ale dla mnie będącej tu i ówdzie tylko na gościnnych występach, stanowi to nie lada atrakcję. Dlatego lubię Wenecję, Amsterdam, Wrocław. Dlatego lubię spokojne Aveiro na uboczu turystycznego świata. Można tam nacieszyć oczy widokiem kolorowych domków, zjeść smaczne naleśniki, przepłynąć się odpowiednikiem gondoli. Dla mnie bajka.
4) Sintra.
Spacerując po ogrodach Sintry, doskonale rozumiem portugalskich władców, który uciekali do niej, aby odpocząć od lizbońskiej codzienności. Rezydencje położone wśród bujnej roślinności sprzyjają snuciu wyobrażeń o romantycznych historii, które tam się rozgrywały. Ciekawa architektura, zadziwiajace wnętrza, egzotyczne zapachy, cała paleta barw różnych kwiatów. W Sintrze fajnie się zgubić. Zostać na jeden dzień lub nieco dłużej. I spróbować lokalnego hmm. Sernika, właściwie serniczka - mikroskopijnego ciasteczka, które z sernikiem właściwie ma niewiele wspólnego. Bellemskie pasteis lub naleśniki tripas z Aveiro zdecydowanie wygrywają z queijadą. Ale spróbować trzeba samemu :)
5) Cabo da Roca.
O mamo. Ocean. Widok boski. Latarnia morska. Niegdyś koniec świata. Dzisiaj najdalej wysunięty na zachód punkt kontynentalnej Europy. Zawsze tam wieje. Ale i tak lubię tam wracać. Chwila na kamienistym Cabo da Roca pozwala niesamowicie przewietrzyć głowę i odpocząć. Zwłaszcza że te wszystkie atrakcje tak blisko od Lizbony - po prostu grzechem byłoby tam nie zawitać będąc już w stolicy :)
6) Nazaré.
Skoro pozostajemy w klimatach oceanicznych. Niewielkie miasteczko, które kiedyś było osada rybacką, a dzisiaj stało się jednym z głównych kurortów środkowej Portugalii, zawdzięcza swoją nazwę figurze Matki Boskiej, przywiezionej właśnie z samego Nazaretu. Można powiedzieć, że jest Nazaré i Nazaré. Jedno górne z sanktuarium, dobrymi ciastkami i fajnym widokiem, a drugie dolne, z piękna piaszczystą plażą i promenadami. Ostatnie spacery po Nazaré przypomniały mi inne, które odbywałam nas oceanem, od drugiej strony, w trakcie pobytu na Kubie. Albo te zimne, z grudniowej Islandii. Wychodzi na to, że Ocean Atlantycki odgrywa ważną rolę w moich podróżniczych losach :)
7) Coimbra.
Miasto uniwersyteckie. Zawsze kiedy w takich bywam, spaceruję wśród studentów po akademickich kampusach, to tęskni mi się za czasami, gdy byłam piękna, młoda i studiowałam. I choć wiem, że czasu się nie da cofnąć, to chciałoby się nieraz jeszcze trochę postudiować. Choć Coimbra może wywołuje na pierwszy rzut oka dosyć mieszane uczucia - obok studentów w szatach niczym z Harrego Pottera i urokliwej zabudowy z czasów świetności, nie brakuje w mieście również pozostałości po architekturze z czasów dyktatury Salazara. Chyba trzeba więcej refleksji i nieco czasu, aby docenić Coimbrę. Choć na pewno warto :)
8) Fatima.
Miejsce objawień, którego kult w dużej mierze świat zawdzięcza Janowi Pawłowi II. Dzisiejsza turystyczna Fatima, nieco ponad 100 lat temu była zaledwie polem uprawnym. Tradycja głosi że to właśnie tam, w trudnych dla Portugalii czasach, w 1917 roku Matka Boska objawiła się Łucji, Hiacyncie i Franciszkowi - trójce dzieci, pastuszkow z położonego nieopodal miasta. Objawienia, które trwały od maja do października, wywołały nie lada zamęt w okolicy. Zainteresowanie, szykany, wzmocnienie wiary, a zarazem nienawiść. Niewątpliwie na zawsze zawazyly na losach trójki dzieci i ich rodzin. Zaledwie kilka lat po tych wydarzeniach zdecydowano o budowie sanktuarium i Kaplicy Objawień. Tym sposobem dzisiaj wszystko dookoła Fatimy to infrastruktura podporządkowana pielgrzymom. Jestem wierząca , więc każdy pobyt w Fatimie ma dla mnie również aspekt przeżyć duchowych.
To jest moja szczęśliwa ósemka powodów, dla których warto zawitać do Portugalii. A jakie są Wasze? :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz