poniedziałek, 9 kwietnia 2018

Patrzeć na świat z góry, czyli ulubione punkty widokowe.

     Lubię patrzeć na świat z góry. Z punktów panoramicznych, z okien samolotów, z wysokich budynków. Fajnie jest widzieć przed sobą całą panoramę miasta bądź jakichś cudów przyrody. Na rozpoczęcie pobytu w danym miejscu lub na podsumowanie. Kiedy wracam do miejsc, które znam doskonale, zawsze to dla mnie radocha, kiedy podjeżdżam czy też podchodzę do punktu widokowego i mogę po raz kolejny chłonąć miłe sercu widoki. Kiedy natomiast widzę dane miejsce po raz pierwszy, sympatycznie jest zrobić generalny rzut oka na atrakcje, które wkrótce będę oglądać. Z tego właśnie zamiłowania do podziwiania świata z góry obecnie mieszkam na czwartym piętrze, a kolejnego mieszkania szukam jeszcze wyżej. Dlatego też lubię spacerować po górach, wspinać się na wieże, kopuły i wszelkie takie. Jakie zatem punkty widokowe robią na mnie największe wrażenie? (Lub zrobiły w ostatnich miesiącach).

1) Neapol widziany z okolic Posilipo.

     O mojej niekwestionowanej miłości do Neapolu Stali Czytelnicy wiedzą nie od dziś. W końcu przypominam o tym na każdym kroku i chyba niemalże w każdym tekście. Czasami, kiedy zaczyna mnie łapać tęsknota do Włoch, czasów studenckich, melodii języka włoskiego i promiennych ludzi dookoła, myślę sobie, że właśnie Neapol jest jedynym miejscem (Poza Polską oczywiście), w którym mogłabym zamieszkać. Włoska codzienność jak najbardziej mi odpowiada. Ale cóż, teraz pozostaje mi cieszyć się z w miarę regularnych powrotów do ukochanego miasta, do odwiedzin u przyjaciół, do pokazania kolejnej grupie stolicy Kampanii. A w tak zwanym międzyczasie pozostają mi telefony i maile, w których przyjaciele przekazują mi zawsze choć trochę południowej serdeczności i ciepła.

     W Neapolu, jako w mieście położonym na wzgórzach, punktów panoramicznych nie brakuje (albo punktów z widokiem na Neapol w okolicach). Wystarczy udać się do nieco wyżej położonych dzielnic miasta. Wspiąć się na Wezuwiusza. Z różnych perspektyw zobaczyć można zarys panoramy miasta, bądź też pól flegrejskich, stadionu, albo okolicznych wysp. Ale tym, który zawsze najbardziej chwyta mnie za serducho jest punkt widokowy, na który wjeżdżamy zwykle z grupami na początek naszego zwiedzania miasta. Zatoka Neapolitańska w pełnej okazałości, widok na to, jak rozległym miastem jest Neapol, wszystko to pod czujnym okiem Wezuwiusza. Robimy zdjęcia. Możemy ruszać dalej. Przecież czeka wiele cudów miasta, które na pierwszy rzut oka nie są widoczne. I zawsze przecież jest pizza i fiołkowe lody.



2) Edynburg z Góry Artura.

     O moich sentymentach edynburskich też oczywiście już wiecie. O tym, że lubię wulkany (nawet te wygasłe) również. Dodatkowo lubię spacery po górach. Zatem góra Artura jest dla mnie na wskroś idealnym miejscem w Edynburgu. Pamiętam, gdy wspięłam się tam po raz pierwszy i jakie wrażenie zrobiło wtedy na mnie miasto. Pamiętam dosyć dobrze też ostatni raz, gdy tam byłam. Jesienny dzień, całkiem chłodno, mój samotny spacer. Wysiłek co prawda przy tym niemały, ale widok Edynburga jak najbardziej zacny. Na morze, port, okoliczne góry, centrum miasta, a również kolejne moje ulubione wzgórze miasta, czyli Edynburski Zamek.









3)Wenecja z dzwonnicy św. Marka

     Wenecję też bardzo lubię. Jak zresztą każde miasto znajdujące się w otoczeniu lub pobliżu wody. Dlatego też cieszę się że niemalże każdy program włoskiego wyjazdu zawiera w sobie wizytę w tym mieście. Wenecja jest piękna z każdej strony. Widziana z wysokości uliczek, po których się spaceruje, kanałów i rzeczek przez które się przepływa. Ale żeby pojąć ogrom miasta, które niegdyś było stolicą Najjaśniejszej Republiki, warto wejść lub wjechać na jedną z licznym wież, dzwonnic i innych punktów panoramicznych. Ja osobiście najbardziej lubię ten widok z Dzwonnicy św Marka. Wjeżdża się windą, więc się człowiek specjalnie nie umęczy, a widoki z góry jak najbardziej zjawiskowe. Kopuły bazyliki, zarysy licznych kościołów, kamienic, pałaców i wszechobecna woda. To lubię .








4)Wilno że Wzgórza Trzykrzyskiego.

     Wilno. Już kiedyś pisałam o sentymentanlnych podróżach do litewskiej stolicy. Wzgórze Trzykrzyskie było jednym z pierwszych miejsc, które odwiedziłam w trakcie debiutanckiej mojej wizyty w litewskiej stolicy. Potem wielokrotnie tam wracałam. Niemalże za każdym razem będąc w Wilnie. Góra, której historia wiąże się z dramatycznymi wydarzeniami (stracenie męczenników, których ciała, zgodnie z tym, co głosi tradycja, zostały umieszczone na krzyżach właśnie); góra, której historia nieodłącznie wiąże się z tym, co stanowi również historię całego Wilna - walka o chrześcijaństwo, walka z zaborcą, walka z okupantem. Nie dziwne zatem, że stojąc na jej szczycie człowiek poddaje się refleksji o życiu i przemijaniu, podziwiając przy tym rozległą panoramę Wilna. Mnie najbardziej zachwyca ta widziana jesienią, kiedy miasto jest pięknie kolorowe.







5) Praga z Pogorzelca.

     O Pradze też już mi się zdarzyło coś niecoś napisać. Tam również lubię wracać, czy to zawodowo, czy też prywatnie. Czuję się w Pradze ciepło, swojsko, spacerując jej ulicami mam wrażenie że odwiedzam serdeczną koleżankę, która też czeka na mój powrót, zawsze mnie przy okazji zaskakując nowymi odkryciami. Zwykle wycieczkę po czeskiej stolicy zaczynam od wizyty w Klasztorze Norbertanów. Spacerując po kompleksie, zmierzając już w stronę Hradczan, czyli wzgórza zamkowego, można odnaleźć piękny widok na miasto, zamek, sąsiadujące z miejscem wzgórze Petrin i rozliczne wieże miasta. I tutaj również najbardziej lubię wracać jesienią, kiedy świat dookoła jest jakby bardziej malowniczy niż zwykle.





6) Budapeszt ze Wzgórza Gellerta.

    O tym, jak bliski memu sercu jest Budapeszt wiedzą nieliczni :) Choć jestem tam całkiem regularnie, to jednak nie znalazłam nigdy w sobie mocy, aby stworzyć jakikolwiek tekst o tym mieście. Zawsze jakoś trudno zebrać myśli. Co nie znaczy, że to się nie zmieni. Ale to w Budapeszcie właśnie miałam jedną ze swoich najpoważniejszych praktyk, kiedy już na dobre zaczynałam pracę w turystyce, to zdjęcie z Budapesztu z panoramą miasta i zjawiskowym Parlamentem w tle wisi na mojej tablicy korkowej, a zatem zerkam na nie praktycznie cały czas, gdy tylko jestem w domu. I to właśnie ten widok mojej ulubionej naddunajskiej stolicy darzę największą sympatią. Czy to za dnia, czy to wieczorem. Wzgórze Gellerta, gdyż to o nim piszę, podobnie jak wileńska Góra Trzech Krzyży, ma swój udział w mrocznej historii Węgier i czasach, kiedy to chrześcijański biskup przybyły do Budapesztu został zamordowany właśnie na szczycie Wzgórza i stamtąd strącony do Dunaju. 

     Dzisiaj wzgórze jest nie tylko punktem upamiętniającym męczeńską śmierć biskupa. Nie tylko punktem widokowym na miasto. Nie tylko punktem, gdzie w dziewiętnastym wieku została wybudowana cytadela ku przestrodze dla wszystkich tych, którzy próbowali by podnieść rękę na władzę Imperium Austro - Węgier. Ale również miejscem, z którego można podziwiać węgierską Statuę Wolności, czyli pomnik, który niegdyś był hołdem złożonym władzy komunistycznej, a dzisiaj upamiętnia tych, którzy stracili życie walcząc w obronie Węgier.
     







7) Londyn z London Eye.

     Nie będę oryginalna, ale London Eye jest nieodmiennie jedną z moich ulubionych miejscówek z widokiem na Londyn. Chyba najbardziej znany diabelski młyn Europy został ufundowany brytyjskiej stolicy wraz z uroczystymi obchodami nadejścia 2000 roku. Zresztą drugą nazwą konstrukcji jest właśnie Millenium Eye. Sam przejazd nie trwa długo, około 40 minut, jest bardzo wolny (nawet osoby o słabych nerwach i lęku wysokości dają radę). Ale przynajmniej można spokojnie nacieszyć oczy wspaniałymi widokami miasta. A z London Eye widać wszystko, co najważniejsze. Jest Tamiza, jest Westminter, nowoczesne zabudowania City, etc... Mi osobiście to się chyba nigdy nie znudzi. Można się poczuć tak światowo w sercu Europy.







8) Lizbona z punktu widokowego Św Piotra z Alcantry.

     O tym miejscu piszę nastawiając się już poniekąd na najbliższy wyjazd. W końcu już pojutrze o tej porze będę w stolicy Portugalii. Czekam na spacer po jej urokliwych uliczkach, jak i na wspinaczkę, nieuniknioną w mieście na wzgórzach. Trzeba przyznać że widoki po dojściu do określonego tarasu rekompensują zwykle wszelki wysiłek. Okolica zamku św. Jerzego jest szczególnie malownicza, zatem nie dziwne, że znalazła się na liście moich ulubionych. 





9) Hawana z El Morro.

     W Hawanie było dużo wrażeń, całe mnóstwo emocji, po których musiałam dłuższą chwilę zbierać myśli, przypominać sobie, co właściwie widziałam, czego zabrakło, gdzie bym wróciła i w sumie jak postrzegać generalnie kubańską stolicę. Jednym z pierwszych wspomnień z Hawany był punkt widokowy z ruin dawnej twierdzy obronnej. Punkt, z perspektywy którego widać było zarys zabudować całego miasta wraz z Kapitolem na czele. Już tam dało się odczuć specyficzną energię Hawany, zapach spalin wydobywający się ze starych cadilaców przemieszany z morską bryzą i gorączka dająca się we znaki mimo tego, że temperatura wcale nie była jakaś super wysoka. 







10) Paryż z Montmarte.

    Z racji takiej, że jak już wiecie, jestem beznadziejnie sentymentalna, to myśląc o Montmarte, mam całą lawinę wspomnień, która powoduje, że właśnie to miejsce z widokiem na Paryż lubię najbardziej. Wcale nie jest to widok z Wieży Eiffla czy też z nowoczesnego Montparnasse. Tylko właśnie ze wzgórza, w sercu którego wyrosła Bazylika Sacre Ceur. To właśnie tam witałam Nowy Rok podczas mojej pierwszej wizyty w Paryżu. Były to miłe czasy, kiedy mimo zimna i zmęczenia, ponad wszystko ważniejsza była radość ze spełniania marzeń wzmocniona smakiem sylwestrowego szampana. Jakieś dwa lata później spacerowałam po Montmarte z ciężarem wiedzy, że podjęłam jedną z najgłupszych decyzji w życiu, to ze schodów prowadzących do wzgórza pochodzi jedno z moich ulubionych zdjęć, które zrobili mi Turyści "w akcji". I nie ukrywam, tęsknię za Paryżem.






      A jakie są Wasze ulubione punkty widokowe? :)